Naszła mnie dość mocna refleksja, a właściwie wystarczyło tylko kilka minut. W trakcie zdejmowania prania przez przypadek (no dobrze, dobrze; nie idzie wyłączyć zmysłu słuchu, bo się chce) podsłuchałam rozmowę, a właściwie to dwie. Rozmawiali dwaj dość młodzi sąsiedzi, jeden ma dwójkę dzieci, drugi pewnie się szykuje na własne pociechy. Kulturalnie, bez podnoszenia głosów, jakichś dziwnych podtekstów. Ba, nawet się nie denerwowali, kiedy któreś dziecko im przerwało. Druga rozmowa nawet nie wiem czego dotyczyła... Pełna bełkotu, przekleństw, dziwnych wyrażeń, śmiania się z niczego. Jak myślicie, którzy to moja rodzina?
Niestety.
Dzięki dorastaniu w takiej rodzinie moim nadrzędnym celem stała się chęć szybkiego odseparowania się od takich ludzi. Boję się ludzi pijanych, alkoholu, nie wiem czego oczekiwać. I wiecie co jest najgorsze? Że nie wierzę we własne możliwości. W to, że można żyć bez alkoholu. Wciąż mam obawy, że pójdę w ich ślady, mam zaburzone postrzeganie życia. Ciężko jest mi myśleć o tym, że jest wiele osób takich jak ja i, o zgrozo, takich, które dopiero przeżyją to, co ja. A może trafią nawet gorzej.
To smutne, że w Polsce jest takie odgórne "pozwolenie" na alkohol. Rodzi się dziecko? Trzeba to oblać. Urodziny, imieniny? Trzeba to oblać. Zdany egzamin, zdobyta praca? Trzeba to oblać. Weekend? Trzeba to oblać. Ktoś umrze? TRZEBA SIĘ NAPIĆ. Na co wam alkohol? Co on daje oprócz plączących się nóg, języka i myśli? Bardzo często nie wiecie co wtedy robicie i mówicie.
W mojej rodzinie spotkałam się z myślą, że butelka piwa codziennie to nie alkoholizm. Ale spróbujmy z drugiej strony. Czy dadzą radę wytrzymać bez tej butelki piwa? Niestety nie i to jest już uzależnienie, ale nie mnie to wszystko naprawiać.
Co pozostało mi zrobić? Oczekiwać na cud? Przestałam w to wierzyć, więc zwyczajnie zaczęłam mniej zwracać uwagę na wszystko co się w domu dzieje. Nie przykładam do tego tak wielkiej wagi, mniej płaczę, lepiej śpię, mam weselsze myśli. Teraz łatwo mi to pisać, ale kiedy byłam w gimnazjum i miałam przed sobą wizję jeszcze tylu lat nauki, było mi ciężko. Aktualnie jestem po maturze i wyczekuję na październik. Niecierpliwie tupię nóżkami na samą myśl o tym, że będę mieć swój niewielki pokoik chociaż niewiele kilometrów z tego miejsca. Będę mieć swoje miejsce, w którym zaznam nieco spokoju i nikt mi nie będzie bełkotał codziennie nad uchem.
Co ma na celu ten tekst?
Tak właściwie to potrzebowałam dać upust swoim emocjom, bo ostatnio gotowało się ich we mnie wiele i nie wiedziałam jak sobie poradzić z tą całą frustracją, która we mnie urosła.
Drugorzędnym celem było pokazanie jak się czują dzieci alkoholików. Nie mogę mieć własnego zdania, nie mam z kim podyskutować (moja rodzina nie należy do ambitnych; jeśli się dostanę na studia to będę drugą osobą w rodzinie, która takie rozpoczęła), nie mam miłości (u mnie miłość załatwia się kupieniem jedzenia albo nowego sprzętu do domu), nie mam zrozumienia, rozwoju. Nic z tych rzeczy. Kiszę się w tym wszystkim razem z nimi i jednocześnie staram się włożyć trochę kreatywności do własnego życia.
Wyszło trochę depresyjnie, ale tak wyglądała duża część mojego życia. Z tego doła pomógł mi wyjść Najwspanialszy, za co mu serdecznie dziękuję. I nie wiem gdzie byłabym w tym momencie, gdyby nie Twój upór w dążeniu do celu.
Nigdy nie wierzcie w słowa "nie będziesz mieć lepiej niż masz teraz". To typowa dogryzka ludzi, którym w życiu nie wyszło i chcą Was nastraszyć.
I wiecie co? Łapcie życie i ciśnijcie jak cytrynę na lemoniadę. Ono to lubi! :)
Najprostszą drogą do porażki jest chęć bycia idealnym.
Po prostu nie próbuj być na siłę idealnym. Ideały są nudne. Witam Cię w progach miejsca, w którym poczujesz się jak u siebie.
niedziela, 12 czerwca 2016
piątek, 20 maja 2016
Jak to jest być maturzystą?
Zapewne pamiętasz swój pierwszy dzień w szkole średniej. Mój był właściwie nie tak dawno temu. Dokładnie 3 lata, 8 miesięcy i 17 dni temu. I wiecie co? Dużo się przez ten czas zmieniło, a ja nadal wspominam najważniejsze słowo, powtarzane niczym świętość i mantra: „matura”.
Czujecie te ciarki przebiegające po kręgosłupie?
Całe 4 lata nauki opierały się głównie na straszeniu maturą i… tak właściwie nikt się tym nie przejął. No dobrze, dobrze! Ja się przejęłam. Ja czytałam lektury, ja się uczyłam, ja płakałam, że nie rozumiem. I wiecie co? Niepotrzebnie.
Wczoraj miałam swoją ostatnią maturę – język polski ustny. Przydała mi się jedynie jedna lektura, ale to pewnie dlatego, że była to jedna z ostatnich (i jej treść pamiętałam najbardziej). Jestem także bardzo zdziwiona jak dużo udało mu się uzyskać (87%).
A więc jak to jest być tym maturzystą? Cały maj chodzisz w ogromnym stresie, chudniesz 2 kilogramy w dwa tygodnie, mimo że żyjesz na słodyczach i słodkich napojach. Całe dnie powtarzasz lektury, ewentualnie słówka z angielskiego, a kiedy jest już po wszystkim… śmiejesz się z własnej głupoty i niepotrzebnej ilości stresu.
Mam dla Ciebie jedną wskazówkę przed egzaminami ustnymi. Rozgrzej mózg rano. Koniecznie. Jeśli masz język polski na późniejszą godzinę to spróbuj przerobić zadania, które pojawią się wcześniej. Gorzej jeśli masz egzamin rano, ale wtedy możesz zrobić ze dwa zestawy, np. z wcześniejszych dni. Nie idź tam z pustą głową, nie jest to najlepszy pomysł. Myśl! Jak powiedzieć, co powiedzieć, kalkuluj. :)
Mogę jedynie życzyć powodzenia przyszłym maturzystom. Nie martwcie się, wszystko się uda.
wtorek, 26 kwietnia 2016
Idealna, ale tylko na zdjęciu
Pamiętam siebie sprzed paru lat. Próbowałam zrzucić trochę
nadbagażu z brzucha, ud i tym podobnych. Zdrowa dieta, zero słodyczy, trochę
ruchu. W tym momencie właściwie nie chodziło mi w większości o własne zdrowie
co o wygląd. Uważałam, że moim największym problemem jest waga. Jeśli
ktokolwiek chciał spędzić ze mną chwilę dłużej niż to wymagane to zaczynałam
być podejrzliwa. Bo co ta osoba chciała ode mnie – brzydkiej istoty? Non stop
porównywałam się do innych ludzi, zdjęć z internetu i cały czas byłam z siebie
niezadowolona.
Zdecydowanie nie bierz ze mnie przykładu
Kategorycznie nie polecam ustawiania sobie jakichś tapet z
naszą wymarzoną sylwetką na telefonie, komputerze, tablecie i gdzie tam jeszcze
chcesz. Twoje ciało samo wie jak wiele tkanki tłuszczowej może się pozbyć i
skąd konkretnie. Nie masz na to wpływu i żadne ćwiczenia konkretnie „spalające
tłuszcz z brzucha/ud/boczków/etc” Ci nie pomogą. Niestety taka jest nasza
natura. Podejrzewam, że zdjęcia mogą po czasie stać się dla Ciebie
demotywujące, denerwujące, przypominające o tym, że KONIECZNIE musisz dzisiaj
ćwiczyć inaczej nie osiągniesz wymaganej sylwetki.
BZDURA!
Oczywiście oglądanie szczupłych ciał, aby się zainspirować
lub pobudzić do działania jest w porządku, ale nie obieranie tego konkretnego
ciała jako tego jak chcemy wyglądać. A poza tym zdjęcie może być dowolnie
zmanipulowane w programie graficznym, osoba może wspomagać się odżywkami lub
ćwiczyć już kilkanaście lat. U początkującego niekoniecznie po pół roku można zobaczyć
mięśnie.
Ostatnie, ale wcale niemniej ważne
Pamiętaj, że najważniejszą rzeczą w tym wszystkim jest to
jakim Ty jesteś człowiekiem, a nie to jaki rozmiar spodni czy koszulki nosisz. Diety
(a zwłaszcza te niskokaloryczne) potrafią rozdrażnić na dość długi okres czasu,
zmuszanie się do ćwiczeń potrafi nas wyczerpać, a to może niekorzystnie
wypłynąć na emocje wokół Ciebie. Nie daj się podpuścić ludziom, którzy Cię
krytykują. Prawdopodobnie nie mają nic więcej do zaoferowania niż tzw. „ładna
buzia”.
Nazwa bloga
Niejako nazwa bloga właśnie zahacza o tę sprawę. Mogę być
idealna dla siebie, dla chłopaka dla ludzi wokół, a nie idealna jak ta osoba ze
zdjęcia.
Moje postanowienia
Zauważyłam ostatnio, że chyba podświadomie zajadam stres
związany ze zbliżającą się maturą. Nie mam tego sobie za złe, każdy przeżywa to
na swój specyficzny sposób, ale boli mnie trochę żołądek od tej ilości
jedzenia. Po maturach mam zamiar zabrać się za wzmocnienie kondycji (zerowej),
ponieważ grozi mi (nawrót?) astma. Ćwiczeniami wzmocnię swój układ
odpornościowy i powinnam się dzięki temu lepiej poczuć. Piszę to publicznie, bo
w ten sposób będzie mi się łatwiej zabrać za siebie po raz (eh, który to już?)
kolejny… Może po prostu co tydzień będę wklejała swoje zmagania z powrotem do
kondycji, czyli co zawaliłam, a co zrobiłam dobrze. Wiem, że takie wpisy są dla
niektórych motywujące, bo człowiek nie jest nieomylny, prawda?
A teraz… Może niech pogoda będzie korzystniejsza dla nas
wszystkich? Musiałam dzisiaj wyjść w zimowych butach i kurtce, bo bym zamarzła
:(
poniedziałek, 18 kwietnia 2016
Wszystko się zmienia
Tak, Ty też. Nie chodzi tu o to, że KTOŚ się zmienił i w
Twoim mniemaniu na GORSZE. Tu wcale nie o to chodzi. Bo wiesz… na każdego coś
oddziałuje. A właściwie wszystko oddziałuje i kształtuje jego zachowania i
myśli. To nie tak, że ktoś sobie wymyślił, że teraz w tym momencie się zmieni
po to, abyś Ty to odczuwał. I czuł się gorszy.
To wszystko jest właściwie niezależne od nas.
Czy wiesz w jaki sposób wpłynie na Ciebie obejrzany odcinek
serialu? Spacer w lesie? Czytanie książki? … Czytanie tego tekstu? Ja też nie
wiem. Chociaż to nas łączy.
Wygląd
Tu też wszystko może się diametralnie zmienić. Osoba, którą
pamiętasz z podstawówki była strasznie szczupła i można było policzyć każdą
kosteczkę na jej ciele, a teraz jest jej dwa razy więcej? No i bardzo dobrze,
może źle czuła się w swoim ciele. A pamiętasz też tę, która kryła się po kątach
z batonikami? Teraz z powodzeniem nosi krótkie bluzki i szorty latem. Pamiętasz
ją pewnie jako zakompleksioną osobę. Któraś z nich zmieniła się na gorsze?
Oczywiście, że nie! Pamiętaj o tym, że to jest ich życie i ich ciało, i nie
powinieneś w nie ingerować.
Miałam jeszcze niedawno całkiem długie włosy, sięgały mi
kilka centymetrów za łopatki. Jedni twierdzili, że są piękne, nie powinnam ich
ścinać, za to mi zaczęły bardzo przeszkadzać. Z racji problemów z tarczycą
wypadały na potęgę, były wszędzie dosłownie. Czasami suche jak siano, za dwa
dni tłuste, jakbym je w smalcu wymoczyła. Wiecznie rozdwajające się końcówki
pomogły w decyzji o ich ścięciu. Oczywiście po ścięciu spotkałam się z
przychylnymi opiniami jak i z tymi „Dlaczego to zrobiłaś!? Będziesz
żałować!!!”. Minęły już 3 miesiące, a ja nie tęskniłam za nimi nawet jednego
dnia. Łatwiej mi je teraz umyć, nałożyć olej czy maskę na włosy.
Sama również zmieniłam się tak wewnątrz siebie. Według mnie
na lepsze, według innych… cóż, staram się nie wiedzieć.
Kilka lat temu byłam małą zakompleksioną kulką tłuszczu,
która uważała o sobie tylko najgorsze rzeczy i prawie każdy człowiek wydawał
się jej obrzydliwy. Strach przed otworzeniem się na inną osobę, bo co ona sobie
pomyśli o mnie, o moich zainteresowaniach, wyglądzie, sposobie myślenia. To był
trudny czas – początki technikum. Miałam tak wiele nieporozumień z
rówieśnikami, że jeszcze bardziej zamknęłam się w sobie. I wtedy nastąpiła
pierwsza poważna zmiana. Stwierdziłam, że winę w tym wszystkim ma moja nadwaga
(według BMI niewielka, w wyglądzie dość wielka). Zrzuciłam około 10kg, mój
organizm zaczął całkiem inaczej funkcjonować, miałam więcej energii, chęci do
uśmiechania się i tak jakoś wyszło, że w tym okresie mój przyjaciel z klasy stał
się moim chłopakiem. Reszta zmian nastąpiła dzięki niemu. Więcej uśmiechu,
mniej przejmowania się rzeczami nieistotnymi i świat stał się łatwiejszy.
To teraz
najważniejsze…
Nie bój się zmian! Ani swoich, ani innych osób. One zawsze
mają jakieś podłoże, jakiś powód. Nie dzieją się bez przyczyny. Bo w końcu
motyl na początku był tylko brzydką gąsienicą i też się zmienił. Czy na gorsze?
Odpowiedz sobie sam.
Czy Ty też zauważyłeś zmiany u siebie, swoich najbliższych
lub innych ludzi w swoim otoczeniu? W jaki sposób na nie reagujesz?
Follow my blog with Bloglovin
wtorek, 29 marca 2016
Człowieku, uśmiechnij się!
Czyli kilka trików i sposobów na to, aby wprowadzić w swoje życie trochę radości i szczęścia.
1. Uśmiechaj się!
No właśnie. Znasz to?
Wstajesz rano z łóżka, a za oknem leje deszcz. Tobie wyskoczył pryszcz na brodzie, okazuje się, że skończyły się Twoje ulubione płatki… Masz tylko ochotę wrócić do łóżka i owinąć się szczelnie kołdrą.
Nie rób tego! Marsz przed lustro i… uśmiechaj się! Mimo że nie masz ochoty to zaraz zrobi Ci się lepiej. Naprawdę, nie kłamię. Wiem, że taki uśmiech wygląda nienaturalnie, ale po chwili zauważysz to. Zachce Ci się uśmiechać i cieszyć dniem. Wiele razy uratowało to mój dzień od totalnej katastrofy.
Niewyspany człowiek, bad hair day, zły wygląd cery, ale uśmiech na twarzy MUSI być! |
2. Posprzątaj trochę
W zagraconej przestrzeni naprawdę ciężko się myśli. Ubrania walające się po krzesłach, brudne talerze wokół komputera i kurz na pewno nie pomogą Ci w poprawieniu humoru. Dodaj do tego ulubioną muzykę, a uśmiech na twarzy masz jak w banku!
3. Wyjdź z domu
Wszystko na co patrzysz w domu wydaje Ci się nudne, pozbawione wyrazu, wszyscy Cię denerwują? Ubierz się, weź psa (o ile go masz) i idź na spacer. Pies będzie Ci niesamowicie wdzięczny za długi spacer, a Tobie pewnie udzieli się jego zadowolenie. A jeśli nie…
4. Poćwicz trochę
Wszyscy wiedzą, że przy ćwiczeniach wydzielają się endorfiny. One z pewnością rozprawią się z Twoim złym humorem. A po ćwiczeniach… będziesz tak zmęczona, że nawet nie będziesz pamiętać o smutku czy melancholii.
5. Przestań przejmować się błahostkami
Nie poszła Ci kartkówka z jakiegoś przedmiotu? Poplamiłaś ulubione spodnie? A może się z kimś pokłóciłaś? Nie przejmuj się tymi rzeczami, w końcu kartkówkę możesz poprawić, spodnie uprać, a z osobą się pogodzić. Na wszystko jest jakiś sposób, nie trzeba od razu się smucić i wynajdywać najgorszych scenariuszy.
6. A kiedy wszystko zawiedzie... Czekolada
Cóż, to mój ulubiony i sprawdzony sposób. Pomaga na wszystkie bóle, rozterki życiowe i smutki. A jeśli z nią przesadzisz to wróć do punktu czwartego.
A wy? Jakie macie sposoby na przegonienie złego humoru?
niedziela, 27 marca 2016
Dlaczego nie lubię świąt?
Nie wiem czy jestem wyjątkiem, czy może tylko potwierdzam
regułę, ale świąt nie lubię i nie wiem czy będę w stanie je polubić. Nie chodzi
tutaj o to, że większość ludzi przeprowadza wtedy gruntowne porządki (uwielbiam
sprzątać!), ale raczej o coś innego.
Bałagan w kuchni
kaboompics.com |
Od kiedy pamiętam to ja byłam główną osobą, która piecze
wszystkie ciasta, jakie pojawią się na świątecznym stole. Spędzałam czasami i
całe dwa dni z mikserem i mąką. Nie lubiłam tego, bo kiedy mi coś nie wyszło
było mi to wypominane przez czas, dopóki ciasto nie było zjedzone. W zeszłym
roku na święta bożonarodzeniowe robiłam to ostatni raz, ponieważ w lutym minął
rok od kiedy nie jem glutenu. Na święta wielkanocne prawie zostałam zagoniona
znów do roboty, jednak nie dałam się. Kiedy mam styczność z mąką pszenną
automatycznie zaczyna mnie wszystko swędzieć.
Wszyscy są nerwowi
Cała moja rodzina jest w gorącej wodzie kąpana. Co mogę
innego powiedzieć. Wszyscy są zdenerwowani, krzyczą, kłócą się. Idealna atmosfera
świąt? Nie znam, nie widziałam, nie przechodziła tędy. Może jak miałam 5 lat to
było fajnie, teraz już niekoniecznie. Udziela mi się zła atmosfera w domu.
Gigantyczne kolejki w
sklepach
Tłok, brak miejsca, w sklepie nie ma czym oddychać. Byłam
dzisiaj w Biedronce po moje standardowe zakupy (staram się nie kupować
jedzenia, które może leżeć 3 miesiące i nic się z nim nie stanie) i myślałam,
że już z niej nie wyjdę. Wózków przy sklepie brakowało, między nimi nie dało
się przejść, ludzie też nie wyglądali na zbyt zadowolonych. Nie dało się zrobić
tych zakupów wcześniej, a nie na ostatnią minutę?
Brak zainteresowania
Mamy małe mieszkanie. Ja rozumiem, że nie da się go
rozepchnąć, ale nie pamiętam, abyśmy kiedykolwiek w święta zjedli wszystkie
posiłki razem, przy jednym stole. Aby nie było kłótni, tylko miła rozmowa. Aby
być dla siebie życzliwym. Aby zainteresować się swoimi emocjami.
Święta – jak powinny
wyglądać według mnie
Raczej łatwo wywnioskować. Powinny być przeciwieństwem tego,
co się aktualnie dzieje. Spokój, kościół, rodzinne posiłki. Wspólne spędzanie
czasu. Właśnie w ten sposób chcę, aby wyglądały moje przyszłe święta. Ciekawe
czy uda mi się to osiągnąć?
Może zrobiło się trochę smutno, ale tak naprawdę… Czy u
Ciebie jest inaczej? Pochwal się tym, że Twoi rodzice liczą się z Twoim
zdaniem. A jeśli nie to życzę Ci tego, aby jednak nastąpiły pozytywne zmiany.
http://images.superfamous.com/ |
Mimo wszystko życzę Wam, aby te Święta były dla Was wyjątkowe. Spędźcie je z rodziną w otoczeniu spokoju i życzliwości.
A Wy? Lubicie Święta? A może wolicie Boże Narodzenie od Wielkanocy? Pochwalcie się!
Follow my blog with Bloglovin
A Wy? Lubicie Święta? A może wolicie Boże Narodzenie od Wielkanocy? Pochwalcie się!
czwartek, 24 marca 2016
Porozmawiajmy chwilę o ideałach
Czy osoba, która nie pisze idealnie może założyć bloga?
Czy osoba, która nie robi idealnych zdjęć, może je
publikować na swoim blogu?
Czy osoba, która nie wygląda idealnie może robić sobie
zdjęcia i wstawiać je na bloga?
Te i jeszcze kilka innych pytań kłębiło mi się w głowie
dobrych kilka lat. Kilka lat nosiłam się z zamiarem założenia bloga i
publikowania na nim różnych treści. Wciąż natrafiałam na jakieś przeszkody. Właśnie
w postaci nieposiadania idealnych umiejętności do chwalenia się nimi wśród
innych ludzi. W pewnym momencie nastąpił przełom. A co by było, gdyby ktoś tak
niekoniecznie idealny założył bloga i pokazał, że można?
Od czego tak
właściwie się zaczęło?
Kobietą idealną w prehistorii nazywano taką, która może rodzić dzieci i zaspokajać potrzeby mężczyzny.Źródło: google grafika |
Gazety – na każdej
stronie ideał
Kiedy biorę w ręce jakikolwiek damski magazyn od razu
odkładam go z obrzydzeniem. Z każdej kartki spogląda na mnie uśmiechnięta
kobieta, z idealnie równymi zębami, idealnie ułożonymi włosami, z nienaganną
postawą, idealnie dobranym strojem, idealną cerą… Jest to niezaprzeczalny
bodziec do chęci dążenia do ideału! Bo skoro każda kobieta tak wygląda, to
dlaczego ja wyglądam inaczej? Jest to niedorzeczne. Nad wyglądem tej kobiety
pracował sztab stylistów, dentystów, a także grafików.
Źródło: http://weheartit.com/s_i_m_m_a |
Reklamy, a w nich…
Oglądając reklamy zastanawiam się nad ich absurdami.
Tabletki na odchudzanie, która zażywa szczupła kobieta. Krem na zmarszczki
używa kobieta, która nie ma jej ani jednej. Używają je kobiety, które są
idealne. Siłą perswazji próbują nam pokazać, że jeśli coś zażyjemy lub użyjemy
też będziemy jak one.
Czy ja również
dałam się wciągnąć w chęć bycia idealną?
Może odpowiem pytaniem na pytanie – a kto nie dał się w
to wciągnąć?
Kilka lat temu nie przejmowałam się swoją tuszą. Jednak
do internetu wtargnął kult wysportowanej szczupłej sylwetki. Uległam modzie,
chęci bycia idealną. Może wyszło mi to na zdrowie, ale nie zrobiłam tego z własnej
woli. Koniecznie chciałam się upodobnić do tamtych szczupłych i pięknych
kobiet, świecących na każdym zdjęciu umięśnionym brzuchem lub przerwą między
udami. Owszem, schudłam. Ale byłam głodna! Chciałam jeszcze! Chciałam
przypodobać się innym ludziom, być tak jak ten ideał. Całe szczęście oprzytomniałam
w porę. Lubię swoje ciało takie, jakie jest. Mimo, że idealne nie jest.
Czy i wy ulegliście modzie na bycie idealnym? Co uważacie
o ideałach atakujących nas na każdym kroku?
Follow my blog with Bloglovin
Subskrybuj:
Posty (Atom)